Jaki toty?

Blog Bartosza Goździeniaka

Opiszę Wam pewną sytuację

Jest grudzień, a szóstego jego dnia w wielu domach dzieci znajdują większe i mniejsze upominki. W związku z tym dorośli mają za zadanie je zorganizować. Najczęściej udają się wtedy do centrum handlowego, najczęściej samochodem.

I ja miałem sprawę do załatwienia w takim centrum. Pogoda była iście jesienna – pochmurno, deszcz i zimno. Mimo takiej niezachęcającej aury, postanowiłem dotrzeć na miejsce rowerem. Ubrałem się ciepło i wyruszyłem. W ciągu niecałych dwudziestu minut podróży owszem zmokłem, ale nie zmarzłem. Co najważniejsze, byłem kompletnie zrelaksowany. Czego nie mogę powiedzieć o kierowcach.

Otóż, wolnych miejsc parkingowych było jak na lekarstwo. Co więcej, wydarzyła się stłuczka na samym zjeździe na parking podziemny. Mogę tylko zgadywać, jak presja czasu, ogromnej ilości osób oraz hałasu powiększały stres. Ja zjechałem na parking podziemny, zaparkowałem rower na parkingu dla rowerów (cały był pusty), załatwiłem swoją sprawę, z centrum wyjechałem i do domu wróciłem. Zmokłem – i tyle. Ubrania wyschną. A gdybym przechodził przez nerwy prowadzenia samochodu w korkach, przy szarawym zmroku, gdy nie mogę ani wycofać, ani pojechać do przodu tylko po to, żeby spędzić w galerii handlowej dosłownie pięć minut? Czy irytacja ta wyschłaby na mnie równie bezboleśnie, co wilgoć na kurtce i spodniach? Szczerze wątpię.

Zaoszczędziłem nie tylko czas, pieniądze, ale przede wszystkim zdrowie. Nie, wpis ten nie jest peanem na cześć roweru, nie o to mi chodzi. Chcę się tylko pochwalić, że zrobiłem coś, co z boku wyglądało szaleńczo (przecież pada, zimno, mrok – a ja rowerem?), a w rzeczywistości było ozdrowieńcze. Albowiem przyznać muszę, że radość odczuwałem cały czas. Tak, radość, którą daje jazda na rowerze, aktywność fizyczna, styl życia zero stresu.

Dobre, złe decyzje
 

Comments

No comments made yet. Be the first to submit a comment
Guest
czwartek, 02 styczeń 2025