Jaki toty?

Blog Bartosza Goździeniaka

O porażkach i lekcjach

Rozmowy z moimi kursantami są bardzo często przyczyną głębszych rozmyślań. Wystarczy jedno pytanie, odpowiedź i uświadamiam sobie wiele rzeczy. Są takie nieistotne, są też wielce odkrywcze. Dziś o tej drugiej właśnie.

Pytanie było niby proste: „Kiedy porażka jest lekcją?" Odpowiadając doszliśmy do wniosku, że zawsze, lecz nie w tym tkwi szkopuł. Pytanie powinno raczej dotyczyć, dlaczego i kiedy porażka jest bolesną lekcją. Bo że lekcją jest zawsze - to oczywiste.

Kiedy porażka boli? Kiedy zostaje z nami na długo i potrafi też przyjść podczas wieczornych rozmyślań zaraz przed zaśnięciem? Dlaczego nie potrafimy się z nią pogodzić? Co jest w niej takiego niezapomnianego?

Sięgam do doświadczeń mojego życia. Wspominam porażki, szukam tych bolesnych i porównuję z tymi, które w pamięci jako lekcje jedynie pozostały. Dochodzę do ciekawych wniosków.

Na początek porażka, o której niechętnie mówię. Niezdane egzaminy wstępne na anglistykę w Lublinie. Powodem mojego niepowodzenia nie był ani poziom egzaminu, ani kwestia uprzejmości egzaminatorów. Nie mam nikomu nic za złe. Oprócz sobie. Wiem, że nie dostałem się na, powiedzmy, że wymarzone studia, bo za mało się uczyłem. Znalazłem się w ten sposób w rzeczywistości „-bym". Gdybym się więcej uczył, gdybym poważniej podszedł do tematu, gdybym mniej czasu spędzał na grze komputerowej. Żale te dotyczą przeszłości, tej zmienić nie mogę. Pozostaje bolesna lekcja, żeby w przyszłości lepiej zarządzać czasem. Powtórzę – bolesna lekcja.

A co z porażką, która owszem lekcją była, ale taką przyjemnie wspominaną? Jestem perkusistą amatorem i swego czasu uczęszczałem na lekcje gry. W szkole, w której się uczyłem, organizowane były koncerty studentów. Tworzono zespoły z adeptów perkusji, basu, gitary, pianina, śpiewu itd. Piosenki, które graliśmy często były dla mnie bardzo trudne. Nie poddawałem się jednak i ciężko pracowałem, ćwicząc niemalże codziennie po kilka godzin tylko po, żeby potem na scenie przez 3 minuty zagrać ładnie. Przyznam się szczerze, że niektóre z tych wykonań są po prostu złe. Trema, brak doświadczenia, dyskomfort spowodowany światłami skierowanymi na nas i ta świadomość, że nie ma dokąd uciec. Wszystko to podnosiło poziom trudności tego wyzwania. Jednak bez względu na to, jak nam poszło, zawsze mile wspominam te koncerty. I tak, były porażki. I tak, były one lekcjami. Ale wiem, że ja zrobiłem wszystko, co w danej chwili mogłem. Wykorzystałem wszystkie znane mi i dostępne środki, by dojść do celu. Nie mam nikomu nic do zarzucenia. Sobie także.

Porażka boli, gdy wiemy, że nie daliśmy z siebie wszystkiego. Gdy zdajemy sobie sprawę, że można było więcej, chętniej, z większym zaangażowaniem.

Porażka jest przyjemną i bardzo skuteczną lekcją, gdy wiemy, że tak naprawdę, nic więcej lub lepiej zrobić nie mogliśmy.

Porozmyślam sobie o tym jeszcze przed snem.

W kolejce po kawę
Nie robię nic (?)
 

Comments

No comments made yet. Be the first to submit a comment
Guest
piątek, 19 kwiecień 2024