Jaki toty?
Uwielbiam niedoskonałość
Lubię słuchać. Szczególnie muzyki na żywo. Okazji wiele nie mam, ale zdarzy się, że trafię na informację o koncercie. Udałem się zatem na wydarzenie wieńczące rok pracy uczniów pewnej prywatnej szkoły muzycznej. Organizacja była wzorowa - scena, nagłośnienie, miejsce dla publiczności, prowadzący, artyści – wszystko i wszyscy przygotowani. Gramy!
Dźwięki dochodzące moich uszu nie zawsze były, no właśnie, jakie? Jako słuchacz oczekuję przynajmniej poprawności wykonawczej. Nie usłyszałem artystów latami doskonalących swój warsztat, lecz ludzi po prostu. Stremowanych, niedoskonałych ludzi, którzy pokonywali przeszkody tylko po to, żeby innym pokazać swoje hobby, pasję. Ich niedoskonałość mnie urzekła. Owszem, było kilka bardzo dobrych występów, ale ogólnie był to koncert amatorów. Poczułem, że w sumie ja też mogę wyjść tam na scenę i radośnie, niedoskonale wyśpiewać moje. Wziąć do ręki niezwykle trudny instrument jakim są skrzypce, i po roku ciężkiej pracy koślawo zagrać „wlazł kotek na płotek". I cieszyć się tym!
I tak sobie myślę, że uwielbiam taką właśnie ludzką niedoskonałość. Nie chodzi o to, żeby być jakimś wielkim artystą, ale żeby być po prostu sobą. Owszem, znajdą się tacy, którzy słuchać nie będą chcieli, OK. Grunt, że ja się sam sobą i ze sobą świetnie bawię.
Wzruszyłem się.