​Historii o tym, jak dzieci inaczej patrzą na świat jest bardzo wiele. Zawsze odbierałem je z zaciekawieniem, ale też przymrużeniem oka. Co też takie dziecko wiedzieć może? Do czasu. 

Bawiłem się z moim młodszym synem w udawaną walkę wręcz. Po chwili dołączył do nas mój starszy. Przez chwilę walczyliśmy każdy z każdym, aż w pewnym momencie usłyszałem, że w szranki stanęły trzy zjawiska: dobro, zło i nieszczęśliwość. Wtedy nie zauważyłem w tym nic niezwykłego, po pewnym czasie dotarła do mnie mądrość tej wypowiedzi. 

Zacząłem szukać w wyobraźni sytuacji, w których jest dobro, ale ludzie są nieszczęśliwi; w których jest zło, ale ludzie są szczęśliwi; w których jest dobro, a ludzie szczęśliwi; w których jest zło, a ludzie nieszczęśliwi. Te dwa ostatnie przykłady odrzucam - mówią o tym wszelkie bajki, opowiadania, legendy. Postaram się opisać nieszczęśliwe dobro i szczęśliwe zło. Ot, wyzwanie. 

Najpierw definicja dobra. Dla mnie jest to taka sytuacja życiowa, w której zapewnione są wszelkie podstawowe potrzeby życiowe. Jest gdzie spać, jest co jeść, jest co na siebie włożyć. Bogactwo takie nie wynika z dobrze płatnej pracy, ale ze świadomości, że mam w rękach fach, że potrafię coś zrobić. Cokolwiek się wydarzy, jakie katastrofy się nie przytrafią, zawsze będę w stanie zapewnić ten standard życia. Rodzina jest zdrowa, mamy dostęp do edukacji, nie grozi nam wojna, nie jesteśmy w żaden sposób dyskryminowani. Ot, zwykłe życie o które wcale nie trudno w naszym pięknym kraju. Co może powodować poczucie nieszczęścia? Według mnie nieracjonalne dysponowanie publicznymi pieniędzmi przez rządzących. Naprawdę nie obchodzi mnie w co kto wierzy, ani z kim trzyma za rękę, ani jak się ubiera, ani jakiego jest koloru skóry. Obchodzi mnie natomiast lekceważące dla konsekwencji sponsorowanie organizacji i postaw, które nie przysługują się społeczeństwu. Wiem, może i nie mam na to wpływu, niewiele mogę z tym zrobić, ale frustracja jest prawdziwa. Być może wynika z troski, w jakiej Polsce będą żyły moje dzieci? 

Przejdźmy do sytuacji szczęśliwie złej. Najpierw zdefiniuję rzeczone zło. Jest nim dla mnie zagrożenie życia. Gdy nie mam wystarczająco dobrze płatnej pracy, gdy mam trudności mieszkaniowe, gdy nie mogę sobie swobodnie pozwolić na zakup tych ubrań, których potrzebuję. Gdy zdrowie szwankuje i, co gorsza, nie widzę perspektyw na poprawę. Gdzie, w takim razie, znajdę szczęście? W relacjach z rodziną, z przyjaciółmi, z innymi ludźmi. Gdy jestem po prostu miły dla innych, inni są mili dla mnie. Tylko tyle i aż tyle. 

W ten oto sposób doszedłem do wniosku. Bez względu na to, czy w życiu obcuję z dobrem, czy ze złem, najważniejsze to być miłym. Wtedy nie ma miejsca na nieszczęśliwość. Dodam jeszcze asertywność (dla mnie to umiejętność powiedzenia „nie" gdy moje granice są przekraczane) i mogę spać spokojnie, szczęśliwie. I pomyśleć, że zaczęło się od zapasów z dzieckiem.