Wszyscy mieszkańcy bloku, albo ta znana mi ich większość, budzi się i prawdopodobnie wstaje przy dwóch dźwiękach. Pierwszy to współbrzmiący klekot silnika diesela z pierdzeniem z rury, drugi to monotonne chrapanie drapaczki o szybę samochodu. Patrzę sobie na tego człowieka co rano, jak pieczołowicie przygotowuje auto do zbliżającej się, pewnie krótkiej, podróży i bardzo mu zazdroszczę. Jest zimno, ciemno, poniedziałek a ja chcę w jego skórze móc wyjechać do pracy.

Czy ty już kompletnie zwariowałeś?

Nie. Mam dosyć siedzenia w domu i gadania z ludźmi przez szkło komputerowego ekranu.

A tak bardzo się cieszyłeś, gdy wreszcie mogłeś zostawić samochód w garażu.

Nie o samochód mi chodzi. Tak po prawdzie, nawet gdy cała historia z pandemią się skończy, będę chciał korzystać z roweru i transportu publicznego. Bardzo jest mi wygodnie i przyjemnie nie korzystać z samochodu.

Na rowerze w zimie?

Oczywiście. Wytrenowałem już swoje ciało na tyle, że jedynym wyzwaniem jest odpowiedni ubiór. Po mieście i tak nie jeżdżę dłużej niż godzinę, a w tym czasie nie zdążę zmarznąć.

A jak się czujesz po takiej godzinnej jeździe?

Fantastycznie! Jestem zmęczony, jest mi zimno, nie ukrywam, ale opanowuje mnie niesamowita radość i satysfakcja. Czuję, że warto pomimo przeciwieństw zewnętrznych robić to, co sprawia mi przyjemność. Krócej, ale zawsze.